Jak chleb, który się wypieka
23 lutego Kościół wspomina św. Polikarpa – biskupa ze Smyrny
Nie znamy dokładnej daty urodzin św. Polikarpa, zapewne przyszedł na świat w latach sześćdziesiątych I w., dorastał w Smyrnie (dziś Izmir w Turcji). Polikarp wiarę chrześcijańską przyjął już jako młody człowiek. Jako chłopca wziął go pod opiekę św. Jan Apostoł, dla którego Polikarp stał się ukochanym uczniem. Święty Jan wyznaczył go na biskupa Kościoła w Smyrnie. Polikarp sprawował rządy biskupie przez około siedemdziesiąt lat. Do jego uczniów należeli św. Ireneusz i pisarz Papiasz.
Wychowany i uformowany w wierze przez jednego z Synów Gromu (zob. Mk 3,17) przejął od swojego mistrza żarliwą wiarę, rzetelną znajomość doktryny, gorliwość w jej obronie i nade wszystko głęboką miłość do Pana i Zbawiciela.
W latach pięćdziesiątych II w. przyjechał do Rzymu, do ówczesnego papieża Anicetego, z którym, w imieniu Kościołów Azji Mniejszej, rozprawiał na temat oznaczania terminu Wielkanocy oraz Wielkiego Postu, ponieważ między Kościołem Wschodnim i Zachodnim istniała na ten temat różnica. Nie doszli do wspólnego stanowiska, ustalono, że obydwa Kościoły mogą zachować swoje zwyczaje.
Za panowania Marka Aureliusza, kiedy Polikarp miał ponad dziewięćdziesiąt lat, wybuchły prześladowania. Miejsce, gdzie ukrył się biskup, wydał jeden z torturowanych chłopców ze wspólnoty.
Polikarp nie skorzystał z możliwości ucieczki. Zamiast tego przyjął strażników w progu domu, ugościł dobrym posiłkiem i poprosił tylko o czas na modlitwę. Po niej pozwolił się zaprowadzić do namiestników, którzy najpierw po dobroci próbowali go nakłonić do ocalenia życia za cenę wyparcia się wiary. Kiedy zdecydowanie odmówił, najpierw mu naubliżali, a potem odesłali go do sędziego, gdzie odbył się jeden z najbardziej znanych i najpiękniejszych dialogów w „Aktach męczenników” (pierwotne, antyczne dokumenty opisujące okoliczności aresztowania i męczeńskiej śmierci ofiar prześladowań religijnych):
-
Bluźnij Chrystusowi!
-
Służę Mu od osiemdziesięciu sześciu lat i nigdy nie wyrządził mi żadnej krzywdy, za to dał wiele dobra. Jak więc mógłbym bluźnić memu Królowi i Panu? (…)
-
Mam dzikie zwierzęta!
-
je sprowadź. (…)
-
Skoro drwisz z dzikich bestii, rozkażę cię spalić na popiół!
-
Straszysz mnie ogniem, który płonie krótki czas a potem gaśnie, a sam pozostajesz nieświadomy nadchodzącego sądu i niekończącej się tortury płomieni, w których będą cierpieć potępieni. Na co czekasz? Skaż mnie, na co chcesz!
Środkiem stadionu między dwoma rosłymi żołnierzami szedł pochylony staruszek. Wokół kłębił się tłum. Płacz mieszał się z szyderstwem. Niektórzy przyszli, by zobaczyć krwawe widowisko, inni dotknąć szat człowieka, którego uważali za świętego. Polikarp, podszedł do niego, zrzucił szaty i rozwiązał przepaskę. Gdy schylił się, by zdjąć obuwie, żołnierze zaczęli układać wokół niego stos.
Zgodnie ze zwyczajem kaci chcieli przybić świętego do słupa, ale skazany zapewnił: „Ten, który udzielił mi łaski przejścia przez ten ogień, doda mi także sił, bym stał w nim spokojnie”.
Żołnierz wyrzucił gwoździe. Wykręcił jedynie do tyłu ręce biskupa i związał je mocnym sznurem.
I wtedy Polikarp zaczął śpiewać. Tłum zamarł. Starzec wzniósł oczy ku niebu i wołał: „Ojcze błogosławionego i ukochanego Syna Twojego, Jezusa Chrystusa, wysławiam Cię, żeś mnie raczył w tym dniu i w tej godzinie zaliczyć w poczet Twoich męczenników i wraz z nimi dałeś mi udział w kielichu Twego Pomazańca! Wielbię Cię, błogosławię i chwalę przez ukochanego Syna Twego, Jezusa Chrystusa, przez którego niech Ci będzie chwała wraz z Nim i Duchem Świętym, teraz i przez przyszłe wieki. Amen”.
Legionista sprawnym ruchem podpalił stos. Buchnął płomień. I wtedy stadion zdumiał się ponownie. Świadkowie opowiadali: „Ujrzeliśmy wtedy rzecz niezwykłą. Albowiem ogień utworzył jak gdyby sklepienie, na wzór żagla wydętego wiatrem, i otoczył zewsząd postać męczennika; on sam zaś był nie jak palone ciało, lecz jak chleb, który się wypieka, lub jak złoto i srebro wytapiane w ogniu. I uczuliśmy również woń, jakby powiew kadzidła czy też cennych pachnideł. Tłum, bojąc się, że skazaniec przeżyje kaźń, wymusił na kacie dobicie biskupa mieczem. Gdy to uczynił, wytrysnęło tyle krwi, że zagasł ogień i cały tłum zdumiał się, widząc tak wielką różnicę pomiędzy niewiernymi a wybranymi”. Nie pozwolono też gminie chrześcijańskiej na zabranie ciała, ale rzeczywiście spalono je na popiół.
Wierni zebrali resztki kości i złożyli je, jak zapisali w swoim „Liście Kościoła Smyrny o męczeństwie św. Polikarpa”, „w miejscu, gdzie Bóg pozwalał nam się zbierać, by świętować narodziny dla nieba męczennika”. Zwyczaj ten stał się początkiem kultu świętych i relikwii w Kościele.
Działo się to na stadionie w Smyrnie 22 lutego, najprawdopodobniej w 156 r., choć podaje się okres pomiędzy rokiem 155 a 169. Polikarp pozostawił po sobie cenny list do Filipian - świadectwo tradycji apostolskiej. Innym ważnym pomnikiem literatury starochrześcijańskiej jest opis jego męki (Martyrium Policarpi).
Aneta Wieczorek